Autor |
Wiadomość |
Pokrzyk |
Wysłany: Pią 19:11, 25 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Anioł czuł się zdecydowanie upokorzony.
Nie faktem, że siedział w klatce.
Nie faktem, że został pojmany.
Nie faktem, że nic nie może zrobić.
Nie faktem, że nikt nie czuł w stosunku do jego osoby respektu.
Ale faktem, że stracił kilka swoich cennych piór - oznaki anielskości - oraz faktem, że nie zdołał obronić swojej Istoty. Faktem, że nie zdołał obronić nikogo: ani Istoty, ani małego człowieczka z zardzewiałą brodą, ani zielonego olbrzyma, z którym nie wiadomo, co się stało, ani generała, ani tego, który został im powierzony, ani nawet w ostateczności siebie.
Siedział w drewnianej celi sam. Obok, w podobnej klatce, znajdowała się reszta. Szeptali coś, ale anioł nie skupiał się na słowach.
Opuścił powieki, czego już się nauczył, i zaczął kontemplować. W myślach zwracał się do swojej Światłości, prosząc o natchnienie. Nie miał pojęcia, co mógłby w takiej sytuacji zrobić.
Wszyscy byli na pewno zmęczeni, ranni... Chciał im pomóc, ale nie wiedział, jak. Jego Aequitas znajdowała się daleko. Był spętany, nie mógł wymyślić czaru, do którego nie byłyby potrzebne ręce.
Musiał czekać na odpowiedni moment. Może bogowie szykowali im jakiś cud? Może Światłość ześle im Orszak? Gdybał, nie mogąc podjąć żadnego działania. |
|
|
SamboR |
Wysłany: Czw 21:41, 24 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Czerwonobrody
Krasnolud rozglądał się po obozowisku. Oceniał siły przeciwnika. Oceniał szanse przeżycia. Rozważał, czy jest w stanie jechać konno, wobec najwyraźniej połamanych żeber. Że też nie zabrali ze sobą jakiegoś cholernego kapło... ee kapłana. Tfu, tfu. Przydałby się teraz. A może ten skrzydlaty mógłby go uleczyć? Ciekawe.
A może zawołać jednego z tych żołdaków, zapchlonych szczurów lądowych i wtedy złapać sukinkota? W razie czego, to tylko szarpnąć hakiem i po sprawie ... zbyt ryzykowne. Chyba, że ...
Czerwonobrody rzucił krótko w stronę wyrośniętego magika - "Ej, Kassym. Coś mnie kłuje w boku, dasz rady coś z tym zrobić? Dalej, myślę, że sobie poradzimy." |
|
|
Savriti |
Wysłany: Wto 15:12, 22 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Torlik i Elian
Obaj mężczyźni zerwali się na równe nogi, gdy anioł oświetlił błyskiem polanę. Obaj natychmiast chwycili za broń jednak liczba wrogów była przytłaczająca. Torlik zakrył swoją piersią Eliana szeptając:
- Panie będę Cię chronił. Zginę pierwszy.
Jednak Elian zdecydowanie odsunął ramie woja i rzucił się z mieczem na najbliższego przeciwnika. Torlik, nie mając wyjścia, poszedł w jego ślady.
Wszyscy
Reakcja grupy była zbyt powolna. Gdyby zorganizowali się i uderzyli na wroga natychmiast, udało by im się uciec. Jednak dali się obejść.
Szalael Kassim
Shalael był zbyt oszołomiony nagłym wyrwaniem ze snu by zrobić cokolwiek. Stał pośrodku walczących zdezorientowany, dopóki nie rzuciło się na niego trzech opryszków na raz. Rzucili go na ziemie i parę razy kopnęli. Czarodziej zdjął do snu swój wspaniały napierśnik i nic nie chroniło go przed razami. Miecz leżał za daleko, żeby po niego sięgnąć, więc mężczyzna mógł bronić się tylko nogami i rękami. O dziwo kopnięcia, które dostał nie bolały go. Napastnicy zarzucili mu na głowę worek i związali, klnąc po każdym trafionym kopniaku czarodzieja.
Anioł
Stał odwrócony tyłem do swojej istoty i choć nie widział, że robią jej krzywdę, skrzywił się z bólu. Z jego pięknych skrzydeł wyleciało parę piór i opadło na trawę. Na ziemi wokół anioła leżało wiele postaci, które były jedynie ogłuszone. Część z nich powoli podnosiła się na nogi, ale niektórzy nie byli w stanie nawet otworzyć oczu.
Napastnicy wiedzieli czego się mają spodziewać i przygotowali sobie specjalną broń. Nagle zarzucili na anioła siatkę. Zaplątał się w nią miecz i Auriel stracił możliwość obrony. Po chwili zarzucili drugą i ściągnęli go do pozycji na kolanach. Zbójcy bali się podejść, nie chcieli go też zbytnio poturbować. Bili w niego długimi kijami lub rzucali kamieniami czekając aż opadnie z sił.
Czerwonobrody
Krasnolud bił się mężnie. Miał doświadczenie w zasadzkach i od samego początku wiedział co robić. Miarowo wycinał sobie wśród wrogów drogę w stronę lasu. Za nim zostawała masa trupów. Tylko w lesie mógł się schować. Trakt był cały zapchany zbójcami. Trafiło w niego parę kamieni, otarł się nawet bełt, ale on walczył dalej.
Gdy dobiegł do granicy drzew i już czuł wolność z góry spadła na niego siatka i unieruchomiła go. Wokół znalazło sie znikąd parenaście postaci i zaczęło go okładać kijami.
Wszyscy
Grupa obudziła się umieszczona w prowizorycznych klatkach. W jednej, większej, leżał anioł dalej zawinięty w siatkę, w drugiej reszta grupy. Brakowało wam Revana, który został na zawsze na placu boju. Przynajmniej tak się cześci wydawało.
Wszyscy prócz czarodzieja byli obolali, mieli ponabijane siniaki, krwawe rany czy połamane żebra (czerwonobrody). Jedynie Szalael nie miał śladów przebytej walki. Wasza broń zniknęła.
Wokół uwijali się ludzie, ale nikt nie zbliżał się do klatek. Wstał już dzień, zrobiło się gorąco. Naszczęście wy byliście w cieniu rozłożystego dębu. Wokół was rosły drzewa, ale rozstawione dość swobodnie, wiec do ziemi docierało światło. Słyszeliście rżenie koni gdzieś w oddali. Nie byliście związani, ale też nie mieliście zbyt wiele miejsca żeby sie ruszać. Klatka miała ok. 3 x 3 m i była zrobiona z gałęzi, małych drzewek i siatki splątanych razem. |
|
|
Pokrzyk |
Wysłany: Pon 16:36, 21 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Anioł mocno zacisnął włócznię. Pomyślał chwilę, dobrał odpowiednio słowa i dotknął palcem kryształowego grotu.
- Fiat lux! - wyszeptał. Wtem ostrze z kryształu rozbłysło intensywnym, białym, czystym światłem.
Kiedy tylko zobaczył, że krasnolud ruszył na przeciwników, Auriel zbliżył się do swojej Istoty i wypruł na wprost na stojących przed nimi przeciwników.
Popisał się niezwykłą finezją broni: wymachiwał włócznią we wszystkie strony zadając niewielkie obrażenia i odpychając od siebie wrogów, którzy dodatkowo byli oślepiani przez błyszczący kryształ. Uderzał ich w plecy między łopatkami, w karki, potylice i czoła, aby ogłuszyć ich, ale nie zabić. Często również podcinał im nogi albo starał się rozbroić ich, ale to mu się nie udawało. Jednak był w stanie, dzięki dalekiemu zasięgowi włóczni, trzymać trzech przeciwników z dala od siebie i swojej Istoty.
Bał się zadać komukolwiek rany, ponieważ nie chciał zobaczyć czerwonej posoki krwi. Bał się również sam zostać zraniony, ale chyba najbardziej obawiał się o los całej grupy, a w szczególności o los maga Shalaela Kassima. W końcu to z nimi była związana jego misja... której celu wciąż dokładnie nie znał! |
|
|
SamboR |
Wysłany: Sob 18:41, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Czerwonobrody
Krasnolud zerwał się z posłania, już ściskając w dłoni topór. Rozejrzał się po polanie, stwierdzając przewagę wroga i szukając możliwości ucieczki. Nie zamierzał łatwo dać się złapać. Umierać również mu nie wypadało. Ścisnął mocniej trzonek topora, po czym runął na przeciwnika, wybierając raczej bezbronnych, by szybkimi rąbnięciami pozbawić ich możliwości i woli walki. Zamierzał wyrąbać sobie drogę ucieczki, jeśli w ogóle było to możliwe. |
|
|
Savriti |
Wysłany: Wto 21:02, 08 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Krasnolud spał w najlepsze. Sen miał cieżki, mocny. Nic mu sie nie śniło Nie obudził nastepnego wartownika, wiec ognisko nawet sie nie tliło. Las był cichy jak wczesniej. Żadnych normalnych odgłosow zwierząt nocnych.
Raz na jakis czas tylko słychac było odgłos łamiacej sie gałązki gdzieś w oddali. Nikt jednak sie nie budził. Anioł nie był dowiadczonym poszukiwaczem przygod. Nie znal sie na odgłosach lasu. Drobny szmer nawet nie zwrocił jego uwagi.
Dopiero gdy na polane weszli obcy ludzie Auriel zaczął podejrzewac, że stanie sie coś złego. Wyczuwał złe zamiary obcych. Ale wiedział też, że ich nie zabiją. Przynajmniej nie mają takiego zamiaru. Chciał zaalarmowac reszte, ale nie wiedział jak.
Anioł zerwał się na równe nogi. Ścisnął mocno swoją włócznię, którą miał władzę wymierzać sprawiedliwość. Chyba nadszedł czas, aby to zrobić.
Rozprostował szeroko skrzydła tak, iż zakrył swoim ciałem wszystkich śpiących. Miał nadzieję, że ta banda ukorzy się przed nim chociaż nieco albo poczuje przynajmniej respekt względem wysłannika boskiego.
Zamknął na ułamek sekundy oczy i pomodlił się w duszy o natchnienie od swojej światłości.
Przypomniał sobie swoje pierwsze spotkanie z Nią. Już chyba wiedział, co zrobić, aby zyskać na czasie.
Spróbował wydobyć ze swojego gardła jakikolwiek dźwięk. Wszystko szło na marne - z jego ust wydostawały się tylko ciche szmery.
- Co on tam mamrocze? - szemrali między sobą przybysze. Niebawem mieli się dowiedzieć, co mamrotał.
Wymyślał na poczekaniu gest i inknatację.
Nagle energicznie wyrzucił przed siebie prawą rękę z rozczapierzonymi palcami. Wyszeptał cicho:
- Flugor! Hic est flugor! - co w języku starożytnych ludów
oznaczało: "Błysk, oto jest błysk!". Nic lepszego nie przyszło mu do głowy.
Nagle ze środka jego dłoni wydobył się krótkotrwałe, jaskrawe światło. Oślepiło na chwilę zgromadzonych i zadało im niewielkie rany od poparzenia.
Auriel postanowił wykorzystać ten czas. Sztuchnął drzewcem niskiego człowieczka w plecy, siłą woli wstrząsnął duszą swojej Istoty i, nachyliwszy się, potrząsnął ramionami Trolika.
Kiedy mężczyzna podnisł powieki, zobaczył, jako pierwszy i na razie jedyny oczy anioła. Dawały mu nadzieję. Wydawało mu się, że patrzy w nocne niebo, obsypane gwiazdami, co i rusz przysłanianymi chmurami. Anioł opuścił powieki, wstał i wskazał na pocierających oczy wrogów.
Banda, ktora napadła na polane była duzo liczniejsza niż ta, z ktora podrożnicy spotkali sie wczesniej. Anioł bardzo ich wystraszył i na chwile unieruchomił, ale że spotkali sie z nim wczesniej i wiedzieli czego sie spodziewac - nie uciekli. Nie wszyscy zostali oslepieni. Niektorzy byli jeszcze wtedy schowani wsrod drzew i ich nie oslepił błysk. Parli na was zorganizowaną grupa ze wszystkich stron. Było ich około 50, moze 60. Byli uzbrojeni duzo lepiej niz wcześniej. Okrążyli was nie dając zbyt wiele miejsca na obrone.
Post konsultowany z Pokrzykiem |
|
|
Pokrzyk |
Wysłany: Wto 20:33, 08 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Anioł nie spał, choć bardzo chciał zasmakować tego stanu.
Zamknął oczy i przez chwilę trwał tak.
W pewnym momencie stracił jakby poczucie czasu, ale mimo wszystko to w dalszym ciągu nie był sen - Auriel jednak osiągnął satysfakcjonujący go stan.
Nie wiedział lub może nie czuł, czy miał zamknięte, czy otwarte oczy. Wydawało mu się, że coś mu się śniło...
Ognisko powoli dogasało - drwa wypalały się wolno, aczkolwiek systematycznie. Mały człowieczek, który tęsknił za wodą, w czym był podobny do anioła, ciągle stróżował. W pewnym momencie gdzieś odszedł i w mroku zniknął śniącemu Aurielowi z oczu. Gdzieś zza drzew wyłoniła się niska, zgarbiona postać. Trzymała coś w ręce. Przedmiot odbił refleks płomieni ogniska. Błysk podobał się wysłannikowi niebios.
Mała postać podkradła się do leżącego na ziemi orka i coś zaczęła przy niej grzebać.
Auriel czuł, że powinien zareagować, ale: po pierwsze nie wiedział, jak, po drugie nie chciał przerywać swojego pierwszego snu.
Osłonięta cieniem drzew i mrokiem nocy sylwetka ciągle robiła coś przy orku. Podniosła swój błyszczący przedmiot w górę. Zawahała się. Odłożyła go gdzieś na bok. Wyjęła coś innego, co jednak również odbijało światło ogniska, ale miało inną fakturę: było bardziej zaokrąglone, lśniło jak księżyc i wyglądało podobnie do niego - ale tylko w tej jego fazie, gdy nie jaśniała cała jego twarz.
Przyłożył świecący, metaliczny przedmiot do orka i wykonał jakiś szybki ruch. Anioł wyraźnie dostrzegł, że z okolic szyi orka wytrysnęło kilka obrzydliwych kropli krwi. Odwrócił szybko wzrok.
Wydało mi się, że otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła - ognisko paliło się mocno, zasilone nowymi kłodami, a niski towarzysz podróży z płomienistą brodą leżał obok anioła i spał. Auriel popatrzył na zielonego olbrzyma, który tak bardzo go nienawidził. Również spał w najlepsze. Aniołowi zdawało się nawet, że jego klatka piersiowa porusza się. Uspokoił się więc i stwierdził, że śnienie wcale nie jest takie przyjemne.
Skoro mały człowieczek usnął, to patron 10 godziny dnia postanowił, że teraz on będzie czuwać nad losem swoich towarzyszy, a przede wszystkim nad losem swojej Istoty. |
|
|
SamboR |
Wysłany: Pią 13:20, 04 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Czerwonobrody
Krasnolud otarł hak z śmierdzącej orczej krwi o truchło, po czym stwierdził, że warto je gdzieś ukryć. Podrapał się hakiem po łysym czerepie. Miał lepszy plan. Dorzucił jeszcze trochę do ogniska, po czym podreptał i wymościł sobie leżankę. Chwilę zastanawiał się co dalej. Ułożył topór pod ręką, by w razie czego móc się swobodnie bronić, po czym zasnął, zadowolony z tego co zrobił. |
|
|
Savriti |
Wysłany: Pią 8:12, 04 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Czerwonobrody i Revan
Czerwonobrody zadał jeden cios hakiem. Cios choć niezbyt silny to śmiertelny. Krasnolud miał doświadczenie w posługiwaniu sie tą bronią. Revan tylko wydał dźwięk podobny do bulgotania i po paru sekundach skonał. Z tętnicy szyjnej lała się obficie szkarłatna, bulgocząca krew. Rozszarpana była krtań i głowa orka opadła na piersi.
Nikt się nie przebudził. Nikt nie zwrócił uwagi na to wydarzenie. W lesie nadal było cicho i spokojnie. Nie odzywał się żaden nocny ptak. Nie poruszyła się żadna gałązka w lesie. Ognisko już prawie dogasło, gałązki żarzyły się tylko. W obozowisku było ciemno i nie było widać, że Revan nie żyje. Kończyła się warta krasnoluda. Powinien był obudzić jednego z towarzyszy. |
|
|
SamboR |
Wysłany: Śro 21:44, 02 Kwi 2008 Temat postu: |
|
Czerwonobrody
"Do kroćset!" - mruknął do siebie krasnolud. - "Zaczynam wariować przez brak morskiej bryzy. Jakieś głupoty mi się do łba cisną. No, ale com powziął, trza skończyć." krasnolud wstał i rozejrzawszy się po twarzach reszty towarzyszy, ruszył, starając się skradać, w stronę orka. W dłoni trzymał topór, gotowy do zadania kończącego żywot pieprzonego zielonoskórego. Jeden krok, drugi ... wyrównanie oddechu ... Czerwonobrody przymierzył w czaszkę barbarzyńcy, wziął zamach i ...
Przez moment przemknęło mu, co mogłoby się stać, gdyby jakimś cudem, nie udało mu się rozłupać czaszki śmierdziela. Krasnolud odłożył topór - plugawym istotom nie należała się honorowa śmierć. Szybkim ruchem przyłożył hak do gardła orka. Teraz tylko wbić i szarpnąć. Nic nie może tego przeżyć. |
|
|