|
|
Autor |
Wiadomość |
SamboR
Yeovick Immershwitz
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Steinau an der ODER
|
Wysłany: Sob 18:19, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Czerwonobrody
Krasnolud nie przywykł do bycia ignorowanym przez otoczenie. W sumie, cholernie go to drażniło. Aż za cholernie. Popatrzył z byka na zielonego i rzucił tylko: "Nie będzie mi jakaś zielona, bezmózga pokraka mówić, co mam robić!" - po czym przysiadł na jakimś kamieniu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
RevaN
Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 21:37, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Revan, jako jeden z nielicznych ze swoich przedstawicieli wiedział, kiedy go obrażają. Wiedział też, jak się odgryźć.
- Milcz pokurczu, bo ci język z gęby wyleci i ktoś go jeszcze nadepnie. - odparł gniewnie. Chciał być miły, tylko w taki sposób udawało mu się żyć wśród ludzi. Przynajmniej tych, któzry mieli dla niego jakąś robotę. Dla tych, którzy nie repzrezentowali sobą nic ciekawego, miał wyłącznie pogardę. Na powagę swoich słów pogłaskał trzonek swojego topora swoją wielką łapą i uśmiechnął się paskudnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Univ
Dołączył: 22 Paź 2005
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 14:50, 13 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Przyglądając się to jednemu, to drugiemu Torlik westchnął.
- Ja pierdolę. Świetnie się zaczyna.
Po chwili powiedział
- Powinniśmy posłuchać "kapitana", który jeżeli nie zamknie swojej niewybrednej jadaczki, zginie jako czystej postaci odmieniec rasowy na stosie czy tam palu, może wybrać, nie jesteś w końcu człowiekiem. Zamiast stosować się do dosyć niekonwencjonalnej w logice podpowiedzi Orka, powinniśmy przepłynąć morzem, w ciemnościach lasów więcej niespodzianek może nas czekać, niż na morzu, o ile nie dojdzie do jakiegoś sztormu.
Obecność jakiegoś cudacznego "anioła" strasznie wkurwiła Torlika.
- To nie jest cyrk do jasnej cholery, tylko dwór. Ten kto sprowadził to dziwactwo na ziemię, niech wypłoszy je z powrotem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Farna
Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 14:55, 29 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Shalael Kassim
Shalael takiej bandy indywidualności w całym swoim długim życiu nie widział. Już miał wygłosić swoją opinię na temat towarzyszy kiedy drzwi się otworzyły i ujrzał go. To światło, ta moc. Czysta magia i dobro. Czuł pewnego rodzaju silną więź z postacią która się im objawiła. Między nim a aniołem, wysłannikiem niebios.
Jechał nie odzywając się w ogóle tylko wpatrywał się w nicość i rozmyślał. Znał historię anioła stróża, lecz wydawała mu się zabobonem i mitem. A teraz go widział. I czuł. Cała historia była niesamowicie dziwna i wymagała zbadania, lecz nie było na to teraz czasu.
Krzyki jego towarzyszy przelatywały mu przez głowę niemal nie zostawiając w niej śladu. Dopiero słowa Torlika wyrwały go z tego letargu. Złość spowodowana jego ignorancją była ogromna, jednak aura skrzydlatego anioła szybko ją poskromiła.
-Spójrz na nich - Rzucił do Torlika, spokojnie, lecz z lekką drwiną. - A szczególnie na naszego małego zielonego przyjaciela. Wydaje mi się, że i tak jesteśmy cyrkiem i żaden anioł, czy nawet zastep aniołów nam nie zaszkodzi. Zresztą muszę Cię poinformować, że nikt go nie wzywał i nikt nie jest w stanie go odesłać póki nie spełni swojej misji której chyba nie poznamy. Tak czy inaczej jesteśmy na niego skazani. Koniec rozmowy, trzeba odeskortować tego miłego pana co tu idzie. Ruszajmy przez las! - Mag wiedział, że to co powiedział nie do końca jest prawdą. Jest sposób aby przepędzić anioła, ale na pewno go nie wyjawi. Nigdy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pokrzyk
Pokrzyk - Druid
Dołączył: 12 Wrz 2005
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hę? o_O
|
Wysłany: Wto 22:30, 29 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Cieszył się z tego, że stanął po jego stronie. Cieszył się i jednocześnie smucił. Czy jego Istota naprawdę musiała skłamać?
Kłamstwo. To dość specyficzna cecha śmiertelników. Ciekawy jest fakt, iż żaden wizjoner, wróżbita ani ktoś, kto zna dokładnie przyszłość, nie skłamie. No, chyba że wymaga tego właśnie owo futurum. Istota znająca przyszłe koleje losu nie może kłamać. Dlatego anioły nie mogą kłamać. Owszem, one nie znają dokładnie każdego szczegółu boskiego planu, jednak ich wrodzona zdolność dalekowzroczności pozwala im uszczknąć trochę z tego, co ma dopiero nastąpić. Zresztą... jaki jest cel kłamania?
Tak, istoty ziemskie nie mogą poznać przyszłości, dlatego nie wiedzą, czy ktoś kłamie, czy też nie. Ale dlaczego kłamią? Do czego to służy? Chyba nie do załagodzenia konfliktu? Czyż nie lepiej milczeć? Czyż nie lepiej nic nie mówić, aniżeli mówić coś, co i tak jest nieprawdą? Tego anioł nie był w stanie pojąć.
Nić, która łączyła anioła z jego Istotą, rosła z każdym dobrym uczuciem, pojawiającym się w duszy maga. I adekwatnie malała, gdy złe emocje przepływały przez jego serce.
Jednak anioł nie był w stanie ocenić drobnych wahnięć. Pewnie dlatego, że nie przywiązywał do tego wagi. Był zaaferowany czymś innym.
Ta pełnia barw go fascynowała i jednocześnie przerażała. Zieleń, czerń, otchłań lasu, błękit wody, biel obijających się od jej tafli promieni słońca... Sama jego aparycja wydawała mu się dziwna. Te cztery kończyny, które wystawały z podłużnej i nijak niegeometrycznej bryły tułowia... ta jajowata kość osadzona na wątłej walcowej masie ciała, te fragmenty skróty, do których przyczepione były małe włoski - rzęsy, te zrogowacenia na końcach każdego z pięciu zwieńczeń obu rąk... W ogóle ta cała symetryczność. Nos był idealnie na środku twarzy, uszy na tym samym poziomie po obu stronach czaszki... i prawie wszystko było podwójne: dwie nogi, dwie ręce, dwa ramiona, dwie łopatki, dwa pośladki, dwoje ócz, dwoje uszu, dwoje brwi... Zastanawiał się nad tym, czy po jednej i drugiej stronie głowy ma tyle samo włosów.
Gdzieś w trzewiach trawiła go myśl, że gdyby ktoś przeciął jego ciało na pół i złączył z połówką innego człowieka o tym samym wzroście... Jego budowa nie zmieniłaby się znacznie.
Wyrzucał takie myśli z duszy, by nie dopuścić do zepsucia.
Wiedział, że na ziemi wszystko jest takie... inne. Można tak łatwo dopuścić się złego czynu i zostać degeneratem, a tak trudno jest naprawiać wyrządzone krzywdy. Ten paradoks nie mieścił się w jego wyobrażeniu świata.
Strząsnął grzywkę na czoło i oczy.
Wpatrywał się w migocące krople wody. Zastanawiał się, jaki jest cel tej przyjemnie zimnej cieczy. Dokąd się spieszy i jak dużo jej jest, skoro ciągle płynie, a wcale jej nie ubywa? W niebie nie widywał podobnych zjawisk. Nie miał pojęcia, że ziemia to taki skomplikowany mechanizm. Mechanizm powrotów, jak to sobie tłumaczył. Tę filozofię miał doskonalić podczas dalszej podróży. A doskonaląc filozofię, zdobywać doświadczenie. Zdobywszy doświadczenie, wykonać misję.
Woda wydawała mu się bliska. Taka... niebiańsko czysta. Nieskażona. Ani dotykiem ludzkiej ręki, ani czasem. Poza tym podobało mu się to ciekawe zjawisko odbijania się światła od kropelek wody. To go pociągało. Chciał iść wzdłuż rzeki, ale wiedział, że zgodzi się z wolą swojej Istoty. A wola Istoty była taka, żeby pójść w mrok lasu. Czy bogowie to zaplanowali? Spróbował odgadnąć ich wolę, jak to często, dla zabawy, robił na Palnie Niebiańskim. Ale się nie udało. Słusznie go ostrzeżono, że straci sporą cześć swoich anielskich zdolności, gdy zejdzie na ziemię. Zastanawiał się, czego jeszcze go pozbawiono...
Ostatnio zmieniony przez Pokrzyk dnia Sob 23:55, 02 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Savriti
Administrator
Dołączył: 19 Sie 2005
Posty: 327
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 22:41, 02 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Shalael i Auriel
To, co było między wami było nieuchwytne i niewytłumaczalne. Oboje o tym wiedzieliście i tylko wy mogliście to wyczuć. Anioł nie był przyzwyczajony do tego świata i przede wszystkim nie posiadał jednej rzeczy - WOLNEJ WOLI. Dar od bogów, który pozwalał im odwracać się od nich, od stwórców i panów Torilu. Anioł był wysłannikiem i własnością swojej bogini. Jego wolą kierowała ona, lecz na Torilu musiał się podporządkować Shalaelowi. Czuł, że musi być przy nim w każdym momencie, bez względu na wszystko.
Wszyscy
Moglibyście kłócić się do końca świata, ale Elian zbliżał się coraz bardziej. Nie było czasu na sprzeczki. Wspólną, choć nie jednogłośną decyzją było przejście przez las Cormanthoru.
Elian z gwardią zatrzymał się przy was. Grzecznie się przywitał. Był rozluźniony, uśmiechnięty - w świetnym humorze, czego nie można było powiedzieć o was. Człowiek, którego mieliście eskortować pożegnał się z żołnierzami i czekał aż wy się zbierzecie. U jego prawego boku ustawił się Torlik, który jako jedyny znał Eliana wcześniej. Od teraz miał go strzec przed wszelkimi niebezpieczeństwami.
Wreszcie udało wam się ruszyć traktem mniej więcej składną grupą. Powoli zostawialiście z tyłu ostatnie zabudowania miasta. Wiedzieliście, że przed wami ok 4 dni wędrówki wśród dębów i klonów. Na razie jeszcze jechaliście wśród łąk. Napięcie powoli opadało, wszystkich rozleniwiła pogoda. Jechało się wygodnie i szybko. Po godzinie zaczęły się pierwsze niezobowiązujące rozmowy między wami. Mieliście się zatrzymać na nocleg na skraju lasu, jednak dotarliście tam na długo przed zachodem słońca. Wspólnie podjęliście decyzję, żeby jechać dalej.
Gdy wokół was zapanował półmrok rozmowy ucichły. Korony drzew tworzyły szczelny baldachim, przez który tylko z rzadka przebijały się promienie słońca. Puszcza wokół was była gęsta. Co parę kilometrów odchodziły od głównego traktu wąskie ścieżki, lecz wiedzieliście, że niebezpiecznie jest schodzić z głównej drogi choćby na metr. Ptaki w gałęziach powoli cichły. Zapadał wieczór. Myśleliście o założeniu obozu, póki jeszcze było w miarę jasno.
Nagle ciszę przerwał czyjś krzyk gdzieś za wami. Wszyscy jak na komendę odwrócili głowy w kierunku, z którego przyjechaliście. W sekundę później przed wami wyrosła banda ludzi i półelfów. Było ich parunastu, wyposażonych w krótkie lub długie miecze, maczugi i kusze. Banda, która trudniła się napaściami na karawany kupców. Czasem brali haracz za przejazd przez las, czasem łupili i zabijali. Słyszeliście o nich wcześniej w mieście, ale nie sądziliście, że odważą się zaatakować was. Jednak się odważyli. Nie byli konno. Wyskoczyli z krzaków po obydwu stronach traktu jakieś 15 metrów przed wami i z krzykiem ruszyli do ataku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pokrzyk
Pokrzyk - Druid
Dołączył: 12 Wrz 2005
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hę? o_O
|
Wysłany: Sob 23:54, 02 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Zareagował szybko, ale wiele nie zrobił. Spróbował wykorzystać to, co miał od niedawna - w zasadzie od dwóch dni. Próbował wykorzystać swoje ciało. Głównie oczy.
Przymrużył powieki i ustawił ostrość widzenia. Jakaś chaotyczna banda ziemskich istot nacierała na ich drużynę.
Mimowolnie skorzystał z jednej z anielskich cech.
Nagle poczuł ogromne zawirowanie wokół siebie. Wszystkiego było tak dużo, tak niesamowicie dużo...! Trudno mu było początkowo odróżnić wszystkie głosy, wszystkie myśli, uczucia, emocje...
Tam, na Planach Niebiańskich, było inaczej. Uczucia i wrażenia były poukładane, można było wszystkie spokojnie czytać. Wszystkie po kolei. Jak książkę - kartkę po kartce, tak uczucia - emocję po emocji.
Tu, na ziemi, było inaczej. Uczucia i wrażenia były rozrzucone. Wszędzie dookoła. Trudno było je ułożyć w jakąś logiczną całość.
Przestraszył się, że nie panuje nad swoim anielskim darem. Odwołał przyzwaną niechcący moc. Odetchnął z ulgą. Teraz mógł tylko szybko przeanalizować, które uczucia i wrażenia należały do których osób...
Spojrzał w górę, w stronę słońca, w stronę światła. Poprosił swoją Światłość Nieustającą o natchnienie. Poprosił tak, jak to robił tam, w górze. Nic się jednak nie stało.
Dlaczego? Dlaczego pozbawiono mnie tak wielu cennych umiejętności? Jak mam wykonać misję, kiedy nie mogę tak naprawdę nic? - myślał bez cienia wyrzutu, lecz raczej z wielkim zdziwieniem.
Przypomniał sobie słowa Hiatei.
.
.
.
Już miał schodzić, kiedy Hiatea zastąpiła mu drogę. Bogini gigantów zatrzymała go na chwilę tak, jak robiła to z każdym aniołem zstępującym na ziemię.
- Myślę, że to ci się przyda. To moja ulubiona broń. - powiedziała, wręczając Aurielowi długą włócznię.
- Dlaczego to robisz, o bogini?
- Wyłoniłeś się, kiedy ofiarowano dziecko mnie. Dlatego chcę ci pomóc. - odparła delikatnie.
.
.
.
Chwycił delikatnie biały drzewiec włóczni, która do tej pory pozostała niezauważona, ze względu na swoją barwę.
O, dea, adde me, precor!* - zawołał w myślach.
Nie był na nic przygotowany. Swoimi niewyćwiczonymi jeszcze oczyma patrzył tylko na zbliżające się coraz bardziej sylwetki śmiertelników.
Dziesięć kroków. Siedem. Pięć. Trzy...
Jeśli któryś z nich zaatakowałby Shalaela, Auriel ruszyłby na pomoc. Najpewniej swoim ciałem zasłoniłby ciało maga. Problem był tylko taki, że jego Istota była od anioła jakieś półtorej dłoni wyższa... Ale to nic. Auriel był jego stróżem! Choć nie do końca jeszcze pojmował, jaka jest jego misja.
-------------
*łac.: O, bogini, natchnij mnie, proszę!
|
|
Powrót do góry |
|
|
RevaN
Dołączył: 24 Lis 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 0:18, 04 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Gdy wyskoczyła zza krzaków banda rzezimieszków, uśmiechnął się podle. Nareszcie trochę akcji! Pomyślał. Zsiadł z konia, wyszarpnął z juków swój obosieczny topór. W jego czerwonych oczach coś zaiskrzyło, jakby nieśmiałe iskierki niemające dość mocy, by wznieść pożar. Jednak im bliżej się przeciwnicy zbliżali, tym bardziej te iskierki rosły w jego oczach, zamieniając się w ogień, ogień który płynął w jego żyłach, w jego sercu.
Nie czekał, nie do tego został stworzony. Pogłaskał swój topór po rękojeści, mocniej ścisnął go w dłoniach. Z okrzykiem [/i]Waaagh![/i], rzucił się do ataku. Sto pięćdziesiąt kilo wściekłego orka nie było widokiem, jaki chciało się oglądać na co dzień, a w szczególności w ferworze walki. Jego lud był znany ze swojej wojowniczej natury, do tego wszakże stworzyli ich bogowie. Byli też bardzo brutalni, o czym świadczyła broń jaką nosił, oraz obrażenia jakie nią zadawał.
Zadawał ciosy na pozór niedbałe, jednak mordercze. Nie ważne gdzie trafiał, i tak po każdym ataku ostrze tonęło w czerwonej posoce, na nowo wznosząc i opadając na nieszczęśnika. Krew bryzgała dookoła, ochlapując wszystkich. Revan ręką otarł twarz, po czym kopnął przeciwnika w brzuch, i rozpłatał mu łeb toporem. To był jego dzień, pomyślał. Nareszcie trochę akcji, dawno tak nie młóciłem jak dzisiaj. Ryknął wściekle, uderzając uprzednio jakiegoś półelfa z bańki. Potem oddał mu z rękojeści, a dalej zamachnął się tak, że dwóch ludzi ściął za jednym zamachem.
Ostatnio zmieniony przez RevaN dnia Pon 0:18, 04 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Farna
Dołączył: 16 Lis 2005
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 20:54, 09 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Shalael Kassim
Shalael był zaskoczony zasadzką jednak owo zaskoczenie nie trwało długo. Już po chwili zatrzymał konia i z niego zeskoczył. Na szczęście jechał z przodu kolumny, więc w tym momencie znalazł się jakieś 20 metrów od przeciwników. Zamierzał wykorzystać tę odległość i nie mieszać się do walki wręcz, przynajmniej na razie.
Plan był prosty. Zamierzał rzucił kulę ognia która idealnie robiła by szyk obrońców, zmniejszyła morale i pewnie uśmierciła paru. Wyciągnął już odchody nietoperza zmieszane z siarką z kieszeni i przypomniał sobie formułe zaklęcia kiedy zobaczył orka biegnącego w stronę nieprzyjaciół.
Cały plan wział w łeb. Shalael musiał go zmienić, gdyż nie mógł ryzykować poparzenia orka. Postanowił mimo pierwotnego założenia dołączyć się do walki wręcz. Uznał, że warto jednak wspomóc się wpierw czarami, żeby uniknąć śmierci z rąk fartownego kusznika. Po chwili już wypowiadał formułę zaklęcia, którego efekt był niesamowity. 4 idealnie kopie Shalaela wyszły z niego i stanęły koło niego. Zazwyczaj Kassim robił wrażenie, a teraz było go pięciu. Następnie cała piątka sięgnęła jak jeden brat za lewą pazuchę płaszcza i wyjęła z niej czerwoną sakiewkę z narysowaną głową byka i powiesiła ją sobie na szyi wypowiadając przy tym jakąś skomplikowaną formułkę. Po chwili przed licami wszystkich czarodziei pojawiła się głowa byka, która z ogromną prędkością zaatakowała ich klatki piersiowe. Jednak stali kompletnie niewzruszeni tym faktem, a wręcz przeciwnie, można by dostrzec, że ich postura się powiększyła, a luźne wcześniej ubranie naprężyło się.
Tak przygotowana piątka zaczęła biec w stronę przeciwników wyciągając po drodze miecz z pochwy który momentalnie zapłonął ogniem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
SamboR
Yeovick Immershwitz
Dołączył: 13 Wrz 2005
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Steinau an der ODER
|
Wysłany: Nie 19:43, 10 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Czerwonobrody
Krasnolud z pogardą splunął na ziemię i rozejrzał się po drzewach w poszukiwaniu dogodnego miejsca.
Trochę przeszkadzał mu brak takielunku, omasztowania i bujającego się pokładu pod stopami, ale ta banda nie wyglądała zbyt groźnie. Rozpłata pieprzone szczury lądowe na ładne kotleciki. Uuuch! Będzie rzeźnia!
Z takim wesołym i ambitnym pomysłem krasnolud zaczął się wspinać na dogodne do jego celów drzewo. Zamierzał dostać się po nim na kolejne, tak by znaleźć się za grupą wrogów. Gdyby się udało, to wyrżnie wszystkich, co do jednego ... no może prawie wszystkich. Zawsze warto zasięgnąć języka, gdzie była ich kryjówka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|